wtorek, 24 sierpnia 2010

pozytywne wibracje

Po małej przerwie, ale jak ważnej. Przez ostatnie dni przeczytałam parę książek nt diet i nastawienia psychicznego przy walce ze swoimi słabościami. Przeszłam też na dietę niskowęglanową czyli w większości jadam produkty bogate białko, gdyż wtedy obniża to nasz poziom cukru i ochota na słodycze i pokusy jedzenia odchodzą w dal. Zrobiłam też analizę swoich słabych stron, bo przecież to one powodują stres i nieoczekiwane napady jedzenia. Próbuję teraz odnaleźć spokój i się wyciszyć. Bardzo mi pomaga aktywność fizyczna, wg naukowców podczas wysiłku wytwarzany jest hormon szczęścia (endorfiny) i wierzcie mi coś w tym jest. Również sprawdza się powiedzenie w zdrowym ciele - zdrowy duch. Ale może ten duch u mnie kuleje i muszę najpierw go uleczyć, żeby moje ciało było wolne od kompulsywnego jedzenia...

piątek, 20 sierpnia 2010

początek wspólnej walki

witam wszystkich odwiedzających mojego bloga,
dziękuję za wczorajszy komentarz - teraz wiem, że nie jestem sama.
W tym wszystkim najgorzej zawsze jest zacząć. Pierwszy dzień po dniu kompulsywnego jedzenia wydaje się najgorszym dniem w życiu. Wyrzuty sumienia, poczucie przegranej i niska samoocena powodują, że mam ochotę sięgnąć po jedzenia i to w szczególności słodkie. Wczoraj zrobiła mega postanowienie: przejdę 12 kroków wyjścia z choroby. Znalazłam je na stronie internetowej poświęconej niekontrolowanemu obżarstwu. To coś jak wyjście z alkoholizmu tylko tematem jest jedzenie. W tych 12 krokach jest między innymi rezygnacja (całkowita) z jedzenia słodyczy i od dzisiaj będę skrupulatnie jest przestrzegać! dam radę! muszę...

Buźka

czwartek, 19 sierpnia 2010

Krótka notka o życiu

Witam na moim blogu,

o to mój pierwszy wpis i wypadałoby zacząć od tego po co on właściwie został założony?
Jest to moja terapia na życiową chorobę jaka mnie spotkała a mianowicie ataki 'kompulsywnego jedzenia', inaczej niekontrolowane napady obżarstwa. Dwa lata temu zaczęłam przygodę z odchudzaniem. Udało mi się zrzucić 17 kilogramów w przeciągu 4 miesięcy. Miałam przez ten czas ogromną siłę i motywację do regularnych ćwiczeń i nie jedzenia słodyczy. Wagę utrzymywała bez najmniejszych problemów przez pół roku. Tragedia w rodzinie przerwała dobrą passę w odżywianiu i pojawiły się ataki niepohamowanego jedzenia. Podczas takiego dnia potrafiłam zjeść 10tys kalorii i ledwo się poruszać. Trwało to zwykle jeden dzień a przez kolejne 2 tyg stosowałam restrykcyjną dietę połączoną z męczącymi ćwiczeniami żeby tylko nie zmienić swojej wypracowanej wagi. Bardzo wtedy cierpiałam na duchu bo wydawało mi się, że przybrane wtedy kilogramy (chociaż trudno przytyć nie wiadomo ile w 1 dzień) mocno są zauważalne i czułam się wtedy jakby ktoś na twarzy napisał mi "odniosła porażkę". Z czasem te dni wydłużały się z 1 do 4 pod rząd. Zaczęłam sobie nie radzić z powrotem do pierwotnej wagi i popadać w coraz to większą depresję. Dziś wiem, że to jest choroba. Wcześniej jednak myślałam, że to winna całkowicie leży po mojej stronie, bo gdym tak na prawdę chciała to bym się przez te 2-3 dni nie obżerała. Dzisiaj chce to zmienić! Chcę przestać jeść całkowicie słodycze i przede wszystkim nie skupiać się tyle na jedzeniu, nie celebrować każdego posiłku, To mi bardzo przeszkadza w życiu, gdyż potrafię nie wychodzić z domu przez parę dni myśląc wyłącznie o tym jak wyglądam i kiedy spalę kalorię. Ćwiczę codziennie, a napady jedzenia zdarzają się obecnie raz na tydz - 2 tyg. Przez takie zmiany w odżywianiu nie mam regularnej miesiączki. Także mam zachwiane poczucie własnej wartości i boję się wręcz wejść w jakiś poważny związek. Dlatego też apeluję wszystkich czytających mojego bloga o wsparcie i ciepłe słowa. Mam nadzieję, że pomożecie mi wyjść z tej choroby. Będę regularnie opisywała moje postępy a także chwilę słabości i tutaj szczególnie proszę o wsparcie.
Miłej lektury i w razie pytań dotyczących choroby - chętnie odpowiem, gdyż możliwe, że nie tylko ja mam taki problem.
Buźka